„Elsie i jej „dzieci””
Artykuły

„Elsie i jej „dzieci””

Mojej pierwszej suczce Elsie udało się w swoim życiu urodzić 10 szczeniąt, wszystkie były po prostu cudowne. Jednak najciekawsze było obserwowanie relacji naszego psa nie z własnymi dziećmi, ale z wychowankami, których też było pod dostatkiem. 

Pierwszym „maluszkiem” była Dinka – mała kotka w szare pręgi, zabrana z ulicy w celu oddania „w dobre ręce”. Na początku bałam się ich przedstawić, bo na Elsie Street, jak większość psów, goniłam koty, co prawda raczej nie ze złości, a ze sportowego zainteresowania, ale mimo to… czasu, więc opuściłem kotka na podłogę i zawołałem Elsie. Nadstawiła uszu, podbiegła bliżej, wciągnęła powietrze, rzuciła się do przodu… i zaczęła lizać maluszka. Tak, a Dinka, choć wcześniej mieszkała na ulicy, nie okazywała strachu, tylko głośno mruczała, wyciągnięta na dywanie.

I tak zaczęli żyć. Spali razem, bawili się razem, chodzili na spacery. Pewnego dnia pies warknął na Dinka. Kociak zwinął się w kłębek i przygotował do ucieczki, ale wtedy na ratunek przybyła Elsie. Podbiegła do Dinki, polizała ją, stanęła obok niego i szli ramię w ramię obok oszołomionego psa. Minąwszy już sprawcę, Elsie odwróciła się, obnażyła zęby i warknęła. Pies cofnął się i wycofał, a nasze zwierzęta spokojnie kontynuowały swój spacer.

Wkrótce stali się nawet lokalnymi celebrytami, a ja byłem świadkiem ciekawej rozmowy. Jakieś dziecko, widząc naszą parę na spacerze, krzyknęło z zachwytu i zdziwienia, zwracając się do kolegi:

Spójrz, kot i pies idą razem!

Na co jego przyjaciel (zapewne miejscowy, choć osobiście widziałem go po raz pierwszy) spokojnie odpowiedział:

- I tamte? Tak, to spacer Dinka i Elsie.

Wkrótce Dinka zyskała nowych właścicieli i nas opuściła, ale krążyły plotki, że nawet tam przyjaźni się z psami i wcale się ich nie boi.

Kilka lat później kupiliśmy dom na wsi jako daczę i moja babcia zaczęła tam mieszkać przez cały rok. A ponieważ cierpieliśmy z powodu napadów myszy, a nawet szczurów, pojawiło się pytanie o przygarnięcie kota. Więc mamy Maxa. A Elsie, mając już bogate doświadczenie w komunikowaniu się z Dinką, od razu wzięła go pod swoje skrzydła. Oczywiście ich relacja nie była taka jak z Dinką, ale też chodzili razem, pilnowała go i muszę powiedzieć, że kot nabrał psich cech podczas komunikacji z Elsie, na przykład nawyk towarzyszenia nam wszędzie, ostrożny stosunek do wysokości (jak wszystkie szanujące się psy nigdy nie wspinał się na drzewa) i brak lęku przed wodą (kiedyś przepłynął nawet mały strumyk).

A dwa lata później zdecydowaliśmy się na kury nioski i kupiliśmy 10 dniowe pisklęta leghorn. Usłyszawszy pisk dobiegający z boksu, w którym znajdowały się pisklęta, Elsie od razu postanowiła je poznać, jednak biorąc pod uwagę, że we wczesnej młodości miała na sumieniu uduszonego „kurczaka”, nie pozwoliliśmy jej podejść do maluszków. Szybko jednak odkryliśmy, że jej zainteresowanie ptakami nie ma charakteru gastronomicznego, a pozwalając Elsie na opiekę nad kurami, przyczyniliśmy się do przemiany psa myśliwskiego w psa pasterskiego.

Przez cały dzień, od świtu do zmierzchu, Elsie była na służbie, pilnując swojego niespokojnego potomstwa. Zebrała ich w stado i pilnowała, aby nikt nie wkroczył w jej dobro. Nadeszły mroczne dni dla Maxa. Widząc w nim zagrożenie dla życia swoich najdroższych pupili, Elsie zupełnie zapomniała o przyjacielskich stosunkach, które ich do tej pory łączyły. Biedny kot, który nawet nie spojrzał na te nieszczęśliwe kurczaki, bał się znowu spacerować po podwórku. Zabawnie było patrzeć, jak na jego widok Elsie podbiegła do swojego byłego ucznia. Kot przywarł do ziemi, a ona odepchnęła go nosem od kurczaków. W rezultacie biedny Maksymilian chodził po podwórku, przyciskając bok do ściany domu i rozglądając się z niepokojem.

Jednak Elsie też nie było łatwo. Kiedy kurczaki dorosły, zaczęły dzielić się na dwie równe grupy po 5 sztuk i nieustannie starały się rozproszyć w różnych kierunkach. A Elsie, omdlała od upału, próbowała zorganizować je w jedno stado, co ku naszemu zaskoczeniu jej się udało.

Kiedy mówią, że kurczęta są liczone jesienią, mają na myśli, że utrzymanie całego lęgu w zdrowiu i bezpieczeństwie jest bardzo trudne, prawie niemożliwe. Elsie to zrobiła. Jesienią mieliśmy dziesięć cudownych białych kur. Jednak zanim dorosły, Elsie była przekonana, że ​​jej zwierzaki są całkowicie niezależne i zdolne do życia i stopniowo traciła nimi zainteresowanie, przez co w kolejnych latach relacje między nimi były chłodne i neutralne. Ale Max w końcu mógł odetchnąć z ulgą.

Ostatnim adoptowanym dzieckiem Elsina była Alicja, mały królik, którego moja siostra w przypływie frywolności nabyła od jakiejś starej kobiety w korytarzu, a potem, nie wiedząc, co z nim zrobić, przyniosła do naszej daczy i tam zostawiła. My też kompletnie nie mieliśmy pojęcia, co dalej zrobić z tym stworzeniem i postanowiliśmy znaleźć dla niego odpowiednich właścicieli, którzy nie pozwolą temu uroczemu stworzeniu na mięso, ale przynajmniej zostawią go na rozwód. Okazało się to niełatwym zadaniem, ponieważ wszyscy, którzy chcieli, wydawali się mało wiarygodnymi kandydatami, aw międzyczasie króliczek zamieszkał z nami. Ponieważ nie było dla niej klatki, Alicja nocowała w drewnianej skrzyni z sianem, aw dzień biegała swobodnie po ogrodzie. Elsie ją tam znalazła.

Na początku wzięła królika za jakiegoś dziwnego szczeniaka i z entuzjazmem zaczęła się nim opiekować, ale tutaj pies się rozczarował. Po pierwsze, Alicja całkowicie odmówiła zrozumienia całej dobroci jej intencji i kiedy pies się zbliżył, próbowała natychmiast uciec. Po drugie, oczywiście niezmiennie wybierała skoki jako główny środek transportu. I to było całkowicie mylące dla Elsie, ponieważ żadna znana jej żywa istota nie zachowywała się w tak dziwny sposób.

Być może Elsie pomyślała, że ​​​​królik, podobnie jak ptaki, próbuje odlecieć w ten sposób, dlatego gdy tylko Alicja wzbiła się w górę, pies natychmiast przycisnął ją nosem do ziemi. W tym samym czasie z nieszczęsnego królika wydobył się taki okrzyk przerażenia, że ​​Elsie, obawiając się, że mogła przypadkowo zranić młode, uciekła. I wszystko się powtórzyło: skok – rzut psem – krzyk – przerażenie Elsie. Czasami Alice wciąż udawało się jej pozbyć, a wtedy Elsie biegała w panice, szukając królika, a potem znowu słychać było przeszywające krzyki.

W końcu nerwy Elsie nie wytrzymały takiej próby i zrezygnowała z prób zaprzyjaźnienia się z tak dziwnym stworzeniem, tylko obserwowała królika z daleka. Moim zdaniem była całkiem zadowolona z tego, że Alicja przeprowadziła się do nowego domu. Ale od tego czasu Elsie opuściła nas, aby opiekować się wszystkimi zwierzętami, które do nas przychodziły, pozostawiając sobie jedynie funkcje obrońcy.

Dodaj komentarz