Artykuły

Pies przyjechał z Litwy na Białoruś w poszukiwaniu byłego właściciela!

Nawet najbardziej zły pies na świecie może stać się prawdziwym i oddanym przyjacielem. Ta historia nie przydarzyła się nikomu, ale naszej rodzinie. Choć tamte wydarzenia mają już ponad 20 lat i niestety nie mamy zdjęć tego psa, to pamiętam wszystko w najdrobniejszych szczegółach, jakby to się stało wczoraj.

W jeden ze słonecznych letnich dni mojego szczęśliwego i beztroskiego dzieciństwa na podwórko domu moich dziadków przyszedł pies. Pies był okropny: szary, okropny, z zabłąkaną sierścią i ogromnym żelaznym łańcuchem na szyi. Od razu nie przywiązywaliśmy wielkiej wagi do jego przyjazdu. Pomyśleliśmy: powszechne zjawisko wiejskie – pies zerwał się z łańcucha. Zaproponowaliśmy karmę dla psów, odmówiła i powoli wyprowadziliśmy ją za bramę. Ale po 15 minutach stało się coś niewyobrażalnego! Gość babci, ksiądz miejscowego kościoła Ludwik Bartoszak, właśnie wleciał na podwórko z tym okropnym kudłatym stworzeniem na rękach.

Zwykle spokojny i zrównoważony ksiądz Ludwik w podnieceniu, nienaturalnie głośno i emocjonalnie oświadczył: „To jest mój Kundel! I przyjechał po mnie z Litwy! Tutaj konieczna jest rezerwacja: opisane wydarzenia miały miejsce w białoruskiej wsi Golszany, w rejonie oszmiańskim obwodu grodzieńskiego. A miejsce jest niezwykłe! Znajduje się tam słynny Zamek Golszański, opisany w powieści Włodzimierza Korotkiewicza „Czarny Zamek Olszański”. Nawiasem mówiąc, zespół pałacowo-zamkowy jest dawną rezydencją księcia P. Sapiehy, zbudowaną w pierwszej połowie 1. wieku. W Golszanach znajduje się również zabytek architektury – kościół Franciszkanów – wzniesiony w stylu barokowym już w 1618 roku. Oprócz dawnego klasztoru franciszkanów i wielu innych ciekawostek. Ale historia nie o tym…

Ważne jest, aby poprawnie przedstawić okres, w którym rozgrywały się wydarzenia. Był to czas „odwilży”, kiedy ludzie zaczęli powoli powracać do religii. Oczywiście kościoły i kościoły były w opłakanym stanie. I tak ksiądz Ludwik Bartoszak został wysłany do Golszany. I otrzymał niezwykle trudne zadanie – ożywić sanktuarium. Tak się złożyło, że na jakiś czas, gdy trwały remonty w klasztorze i kościele, ksiądz zamieszkał w domu moich dziadków. Wcześniej Ojciec Święty służył w jednej z parafii na Litwie. A zgodnie z prawami zakonu franciszkanów księża z reguły nie przebywają długo w jednym miejscu. Co 2-3 lata zmieniają miejsce pracy. Wróćmy teraz do naszego nieproszonego gościa. Okazuje się, że mnisi z Tybetu podarowali kiedyś ojcu Ludwikowi teriera tybetańskiego. Z jakiegoś powodu ksiądz nazwał go Kundel, co po polsku znaczy kundel. Ponieważ ksiądz miał się przeprowadzić z Litwy na białoruskie Golszany (gdzie początkowo nie miał gdzie mieszkać), nie mógł zabrać ze sobą psa. I pozostała na Litwie pod opieką przyjaciela ojca Ludwika. 

 

Jak pies zerwał łańcuch i dlaczego wyruszył w podróż? Jak Kundel pokonał dystans prawie 50 km i znalazł się w Golszanach? 

Pies szedł przez około 4-5 dni zupełnie nieznaną mu drogą, z ciężkim żelaznym łańcuchem na szyi. Tak, pobiegł za właścicielem, ale właściciel w ogóle nie szedł tą drogą, tylko jechał samochodem. A jak w końcu Kundel go znalazł, do dziś pozostaje dla nas wszystkich tajemnicą. Po radości ze spotkania, zaskoczeniu i oszołomieniu zaczęła się historia ratowania psa. Kundel przez kilka dni nic nie jadł i nie pił. I wszystko szło i szło… Miał poważne odwodnienie, a jego łapy były zakrwawione. Pies musiał być dosłownie pijany z pipety, karmiony kawałek po kawałku. Pies okazał się straszną wściekłą bestią, która rzuciła się na wszystkich i wszystko. Kundel terroryzował całą rodzinę, nikomu nie dał przepustki. Nie można było nawet przyjść i go nakarmić. A udar i myśl nie powstały! Zbudowano dla niego małą zagrodę, w której mieszkał. Nogą popchnięto w jego stronę miskę z jedzeniem. Nie było innego wyjścia – z łatwością mógł przegryźć się przez rękę. Nasze życie zamieniło się w prawdziwy koszmar, który trwał rok. Kiedy ktoś go mijał, zawsze warczał. A nawet po prostu spacerować wieczorem po podwórku, iść na spacer, wszyscy myśleli 20 razy: czy warto? Naprawdę nie wiedzieliśmy, co robić. Nigdy nie było takiej strony jak WikiPet. Co jednak do istnienia Internetu w tamtych czasach, wyobrażenia były bardzo iluzoryczne. A w wiosce nie było nikogo, kogo można by o to zapytać. A szaleństwo psa wzrosło, podobnie jak nasze obawy przed nim. 

Wszyscy zastanawialiśmy się tylko: „Dlaczego, Kundel, w ogóle przyszedłeś do nas? Czy było ci tak źle na tej Litwie?”

 Teraz to rozumiem: pies był w strasznym stresie. Był czas, że była rozpieszczana, a spała w domu na kanapach… Potem nagle założono ją na łańcuch. A potem całkowicie osiedlili się na ulicy w wolierze. Nie miała pojęcia, kim byli ci wszyscy ludzie. Arcykapłan był cały czas w pracy. Rozwiązanie znalazło się jakoś nagle i samo. Kiedyś tata zabrał złego Kundla ze sobą do lasu na maliny i wrócił jak z innym psem. Kundel w końcu się uspokoił i uświadomił sobie, kto jest jego panem. Ogólnie tata to dobry człowiek: co trzy dni zabierał ze sobą psa na długie spacery. Długo jechał na rowerze przez las, a Kundel biegł obok niego. Pies wrócił zmęczony, ale nadal agresywny. A tym razem… Nie wiem, co się stało z Kundlem. Albo czuł się potrzebny, albo rozumiał, kto jest szefem i jak się zachować. Po wspólnych spacerach i pilnowaniu taty w lesie piesek był nie do poznania. Kundel nie tylko się uspokoił, ale nawet przyjął za przyjaciela małego szczeniaka, którego przywiózł jego brat (notabene, Kundel jakoś ugryzł go w rękę). Po pewnym czasie ksiądz Ludwik opuścił wieś, a Kundel mieszkał z babcią jeszcze 8 lat. I choć nie było powodów do obaw, zawsze patrzyliśmy w jego kierunku z obawą. Terier tybetański zawsze był dla nas tajemniczy i nieprzewidywalny. Pomimo roku terroru, jaki nam zadał, wszyscy szczerze go kochaliśmy i byliśmy bardzo smutni, kiedy odszedł. Kundel nawet jakimś cudem uratował swojego pana, kiedy rzekomo utonął. Podobne przypadki są opisane w literaturze. Nasz tata jest sportowcem, nauczycielem wychowania fizycznego. Uwielbiał pływać, zwłaszcza nurkować. A potem pewnego dnia wszedł do wody, zanurkował… Kundel najwyraźniej uznał, że właściciel tonie i rzucił się na ratunek. Tata ma małą łysinę na głowie – nie ma co wyciągać! Kundel nie wymyślił nic lepszego niż usiąść mu na głowie. I stało się to właśnie w momencie, gdy tata miał się pojawić i pokazać nam wszystkim, jakim jest wspaniałym facetem. Ale nie wyszło… Wtedy tata przyznał, że w tym momencie już żegnał się z życiem. Ale wszystko skończyło się dobrze: albo Kundel wpadł na pomysł, żeby wybić sobie z głowy, albo tata jakoś się skoncentrował. Kiedy tata zorientował się, co się dzieje, jego całkowicie pozbawione radości okrzyki rozległy się daleko za wioską. Ale i tak wychwalaliśmy Kundla: uratował towarzysza!Nasza rodzina wciąż nie może zrozumieć, jak ten pies mógł znaleźć nasz dom i przejść tak trudną drogę w poszukiwaniu swojego właściciela?

Czy znacie podobne historie i jak można to wytłumaczyć? 

Dodaj komentarz