Juzzy – Przyjaciel z dużej litery
Artykuły

Juzzy – Przyjaciel z dużej litery

Chcę Wam opowiedzieć o moim psie Juzzi, o moim przyjacielu. Kolejna z dużej litery.

Zdjęcie z archiwum osobistego Borysa

Gdzie to wszystko się zaczęło? Widząc na podwórku teriera zabawkowego, na którym spacerowała kobieta, zapytali, czy będą szczenięta? Odpowiedziała, że ​​tak, ale każdy ma już właścicieli zaocznie.

Nie tracąc optymizmu, zostawiliśmy telefon. I nagle, po jakimś czasie, zadzwonił telefon w sprawie oferty kupna szczeniaka od tego samego psa, z wyjaśnieniem, że ludzie odmówili. Podała nawet datę swoich urodzin (02.01.2008).

Miesiąc później przyjechaliśmy po nią. Gospodyni bardzo płakała, rozstając się ze szczeniakiem, ostrożnie posadziła go w grubym futrze i dała nam.

Zdjęcie z archiwum osobistego Borysa

Zabrali jak zwykle za syna, ale tak się złożyło, że ona zawsze była ze mną. Gdy byłam mała, kładłam ją na łonie w kurtce puchowej. Po prostu wystawiła nos. Świętowaliśmy nawet jej urodziny: zakładaliśmy czapeczkę, całowaliśmy się, szczególnie nie lubiła, gdy ja i mój syn jednocześnie całowaliśmy ją w twarz. Spacerując po mieście, zabierał ją na ręce do sklepu, a nawet do kina. To nie kobiety były nią szczególnie poruszone, ale mężczyźni: wybuchnęli uśmiechem.

Zdjęcie z archiwum osobistego Borysa

Kiedy wychodziłem do pracy, odprowadzała mnie, a kiedy wróciłem, po prostu promieniała szczęściem! Nie da się tego wyrazić słowami. Zabierał ją nawet ze sobą do pracy: chodzi po mieszkaniu, patrzy, co robię. Samochód był dobrze tolerowany. Musiała przejechać z nami sto pięćdziesiąt tysięcy.

Nawet spotykając Nowy Rok na imprezie, zabrali go ze sobą. Pod biciem zegara wziąłem ją w ramiona i spotkałem rok. Nigdy nie była zostawiana w domu, z wyjątkiem wakacji za granicą – wtedy przebywała u teściowej. Teściowa powiedziała, że ​​piesek nic nie jadł od dwóch dni, cały czas patrzył na drzwi i przy każdym szelescie biegał do nich. A kiedy wrócili, to się zaczęło! Juzzi kręcił się jak szalony, szczekał, wskakiwał wszystkim w ramiona!

Nie chcę pamiętać, przez jakie trudności musieliśmy przejść, kiedy zachorowała, ale dosłownie ją wyciągnęliśmy, a ona dała nam kolejne trzy lata radości.

I tak 25 marca tego roku o godzinie 23.35 wyszła za tęczę. Syn zadzwonił następnego dnia, zapytał, jak się mamy, w przeciwnym razie obudził się w nocy i coś go niepokoiło. W ostatnie dni wciąż nas odprowadzała i spotykała, tylko jej oczy były smutne. Wyszła na naszym łóżku.

Szkoda! Ona jest epizodem w naszym życiu, a my byliśmy dla niej całym życiem! Dziękuję jej!

Chcę zaapelować do właścicieli: kochajcie swoje zwierzaki, bo one kochają Was do szaleństwa!

Jeśli masz historie z życia ze zwierzakiem, wysłać je do nas i zostań współtwórcą WikiPet!

Dodaj komentarz