„Koń w filmie to zawsze efekt specjalny”
konie

„Koń w filmie to zawsze efekt specjalny”

„Koń w filmie to zawsze efekt specjalny”

Jak klacz Sally Gardner, niegdyś galopująca „przed kamerą”, dokonała przełomu od fotografii do kina? Dlaczego Spielberg jest humanistą, a Tarkowski nie? Co mają wspólnego Gandalf z Odyna i konie ze smokami? O roli konia w kinie rozmawialiśmy z Antonem Dolinem.

Ruchome obrazki

W 1878 roku amerykański fotograf Edward Muybridge na zlecenie hodowcy koni Lelanda Stanforda wykonał serię kart indeksowych „Koń w ruchu” (Koń w ruchu). Każdy indeks kartkowy składa się z sześciu do dwunastu chronologicznych fotografii przedstawiających ruch konia. Serial „Sally Gardner w galopie” zyskał światową sławę. Fotografie zostały wydrukowane w czasopiśmie „Scientific American” 19 października 1878 roku.

Według powszechnej wersji Stanford argumentował z przyjaciółmi, że podczas galopu zdarzają się momenty, w których koń nie dotyka ziemi żadnym kopytam. Na zdjęciach stało się jasne, że wszystkie cztery nogi nie dotykają jednocześnie ziemi, chociaż dzieje się tak tylko wtedy, gdy kończyny są „zebrane” pod tułów, a nie „rozciągnięte” w przód i w tył, jak to przedstawiono na obrazach.

W światowej społeczności artystów zajmujących się zwierzętami wniosek ten wywołał wielki oddźwięk.

Wynik prac Muybridge’a umożliwił dokonanie dużego kroku w zrozumieniu biomechaniki ruchów koni, a także odegrał ważną rolę w rozwoju kina.

„Koń w filmie to zawsze efekt specjalny”

Anton Dolin jest krytykiem filmowym, redaktorem naczelnym magazynu Sztuka Kina, felietonistą Meduzy, autorem książek o kinie.

Eksperyment Edwarda Muybridge'a, który sfotografował konia w galopie, odegrał ogromną rolę w malarstwie i badaniach biomechaniki ruchów koni. A jakie znaczenie miał on w nadejściu kina? Czy można nazwać to, co wydarzyło się jako pierwsze w historii kina?

Nazwałbym to „protokino” lub „prakino”. W ogóle historię powstania kina można już policzyć od sztuki naskalnej, od platońskiego mitu o jaskini, od tradycji ikon bizantyjskich (życiorysy świętych – dlaczego nie scenorys?). To próby przedstawienia ruchu i objętości, próba skopiowania życia bez sprowadzania go do schematycznego przedstawienia. Wiadomo, że fotografia była do tego jak najbardziej bliska i można powiedzieć, że kiedy pojawiły się pierwsze dagerotypy, był to już moment wynalezienia kina – zostało ono „poczęte”, a ten „zarodek” zaczął rosnąć. Moment urodzenia, jak wiemy, jest również kwestionowany przez różnych historyków. Doświadczenie Muybridge'a sytuuje się dokładnie w połowie drogi między fotografią a kinem. Tam, gdzie kolejno wykonywanych jest wiele fotografii, widać ruch, tam widzimy wygląd filmu pociętego na klatki.

Aby pokazać ten sam ruch, potrzebny był zrozumiały obraz. Dla kina był to pociąg, nieco później samochód, jako ucieleśnienie postępu technologicznego. Oczywiście koń współistnieje z człowiekiem znacznie dłużej, ale jego zadanie jest dokładnie takie samo – przyspieszyć ruch. Dlatego to nie przypadek, że stała się także symbolem tego procesu.

Cyrk i Dziki Zachód

Nie można sobie wyobrazić westernów ze wszystkimi ich kanonami wizualnymi bez użycia koni. Opowiedz nam, jak narodził się ten gatunek.

Cała mitologia Dzikiego Zachodu zbudowana była na jeździe konnej, pościgach i prześladowaniach. Kiedy zachód przestał być dziki, tradycje jazdy kowbojskiej zamieniły się w pokazy (na przykład rodeo to typowa rozrywka dla publiczności). Znaczenie konia w zagospodarowaniu terenu zostało utracone, pozostał jednak spektakl lokalnych tradycji jeździeckich, który przeniósł się także do kina. Nie zapominajcie, że kino to jedyna forma sztuki, która narodziła się na targach. W przeciwieństwie do wszystkich innych, którzy mają korzenie religijne.

Znaczenie kina jako spektaklu dobrze odczuł Georges Méliès, artysta cyrkowy, który został reżyserem i wynalazcą pierwszych efektów specjalnych. Idea atrakcji jest bardzo ważna dla tej sztuki.

Ciekawa myśl: koń jest częścią cyrku, a cyrk jest prekursorem kina. Zatem konie organicznie pasują do filmu.

Niewątpliwie. Weź udział w dowolnym filmie o cyrku, od Freaks Toda Browninga lub Circus Charliego Chaplina po Sky Over Berlin Wima Wendersa lub Dumbo Tima Burtona, prawie zawsze będą tam konie. Koń biegający w kółko to ważny element cyrkowej atmosfery, ten cud stworzony przez człowieka. Tym zwrotem możemy opisać nie tylko cyrk, ale także kino.

Kiedy w kadrze jest dużo koni i kiedy jest to kręcone dynamicznie, okazuje się, że jest to rodzaj efektu specjalnego?

Konie w filmach zawsze dają efekt specjalny, nie tylko wtedy, gdy jest ich dużo. Może nie objawiało się to w ten sposób na początku stulecia, w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku, ale w okresie powojennym dla zwykłego mieszkańca miasta koń i jeździec stali się efektem szczególnym. Kino to przecież przede wszystkim sztuka miejska. Jazda konna i posiadanie broni białej to nietrywialne umiejętności. Odchodzą nawet od wymaganych wcześniej umiejętności aktorskich i stają się egzotyczne.

Prawdopodobnie jednym z najbardziej uderzających spektakli związanych z końmi w kinie jest scena wielkich wyścigów rydwanów w filmie Ben Hur z 1959 roku…

Tak, to jest fantastyczne! Pamiętajcie – nikt w XIX wieku nie widział na żywo prawdziwego wyścigu rydwanów. Można o tym przeczytać, zobaczyć na starożytnych freskach i płaskorzeźbach, ale to nie daje pojęcia, jak wyglądały te zawody. A w „Ben-Hur” całe przedstawienie zostało ukazane w ruchu. I znowu – niespotykana atrakcja. W tamtych latach kino oczywiście korzystało już z efektów, ale do czasu pojawienia się SGI (Silicon Graphics, Inc – amerykańskiej firmy, dzięki której zaczęto wykorzystywać w kinie grafikę komputerową – przyp. red.), widząc coś na ekranie , publiczność uwierzyła, że ​​to dzieje się naprawdę. Jeśli chodzi o wpływ na człowieka, jest to prawie jak ten sam cyrk.

Trochę o humanizmie

W Ben-Hur w dramaturgię wplecione są także konie. Nie są już tylko atrybutem historycznym – konie mają swoją rolę.

Jaki jest główny efekt konia? Ponieważ ona jest żywą istotą. Co więcej, jest silnie związany emocjonalnie z osobą. Koń ma charakter i usposobienie, ma swoje przeznaczenie. Jeśli koń zdechnie, płaczemy. Być może obok człowieka stoją dwa takie stworzenia – pies i koń. Lew Nikołajewicz Tołstoj, jeden z głównych pisarzy, którzy ukształtowali etykę XX wieku, wykonał ważny gest, napisał „Kholstomer”, w którym uwaga humanistyczna zostaje przeniesiona z człowieka na zwierzę. Oznacza to, że koń jest teraz nie tylko pięknym narzędziem do poruszania się w przestrzeni, ale także Twoim przyjacielem i towarzyszem, partnerem, wyrazem Twojego „ja”. W filmie „Dwóch towarzyszy służyło” jasne jest, że dla bohatera Wysockiego koń jest sobowtórem, alter ego. Nie tylko przyjaciela, ale tragicznego człowieka. Dlatego widząc, jak koń biegnie za statkiem, skazując się na śmierć, strzela do siebie. To w ogóle scena z jakiejś powieści gotyckiej, gdzie bohater strzela do swego sobowtóra, a sam pada trupem.

Po stosunku człowieka do zwierzęcia można ocenić jego charakter...

Oczywiście! Kiedy oglądamy western i nie rozumiemy jeszcze, kto jest dobry, a kto zły, zawsze działa jasna zasada: spójrz na bezdomnego psa w kadrze. Jak bohater sobie z nią poradzi? Jeśli uderza, jest złoczyńcą, jeśli uderza, jest dobry.

Konie, które poświęcono dla spektaklu, prawdopodobnie ucierpiały podczas kręcenia filmu jak żadne inne: przede wszystkim z powodu upadków i obrażeń w scenach bitewnych. Najwyraźniej w pewnym momencie opinia publiczna zainteresowała się tym, co pozostało za kulisami, zaczęła wysuwać roszczenia wobec branży filmowej, a w napisach końcowych pojawiło się słynne zdanie „Żadne zwierzę nie ucierpiało podczas kręcenia”.

Tak, zgadza się, jest to naturalny rozwój społeczeństwa. Być może za 20-30 lat najbardziej wpływowymi siłami politycznymi na świecie będą te, które chronią prawa zwierząt. Kino jest odbiciem społeczeństwa, jak każda sztuka. Mówiąc o okrucieństwie w kadrze, od razu przychodzą na myśl Tarkowski i jego film „Andriej Rublow”.

Gdzie w odcinku z atakiem Hordy koń zostaje wpędzony na drewnianą klatkę schodową, po czym z wysokości 2-3 metrów spada na grzbiet…

Tarkowski był artystą i filozofem, ale najwyraźniej nie był humanistą. Oczywiście tutaj celowo zerwał związek z humanistyczną tradycją literatury rosyjskiej. Jest bezlitosny nie tylko dla zwierząt, ale także dla ludzi. Ale ta bezwzględność nie jest powszechną cechą kina jako takiego, leży na jego własnym sumieniu.

KinoCentaury

Co symbolizuje jeździec?

Człowiek na koniu zyskuje super siłę – staje się wyższy, szybszy i silniejszy. Nawiasem mówiąc, starożytni dobrze to rozumieli, w przeciwnym razie skąd wzięłaby się postać centaura? Centaur to magiczne stworzenie o nadludzkiej sile, szybkości i mądrości.

Filmem, który daje nam dużą kolekcję obrazów jeźdźców, jest Władca Pierścieni. Od strasznego czarnego Nazgula po Gandalfa, białego wskrzeszonego maga. Na przykład jeźdźcy natychmiast zauważają, że Gandalf prowadzi konia bez siodła i uzdy. Czy Peter Jackson robi to celowo? A czy zwykli widzowie zauważają takie niuanse?

Takie rzeczy czyta się intuicyjnie. Nie jest wymagana żadna dodatkowa wiedza. I oczywiście Jackson robi to celowo – wsadzając na konia zasłużonego szekspirowskiego aktora Iana McKellena, zastanawia się nad wszystkimi szczegółami dotyczącymi tego, jak będzie wyglądał w kadrze. Na ekranie widzimy już efekt bardzo długich konsultacji, dyskusji i wielu prac przygotowawczych. Konie Tolkiena są ważne, bo Władca Pierścieni to wersja skandynawskiej części mitologii saksońskiej, przeniesiona do baśniowego świata, w którym nie da się bez koni. Wydaje mi się, że związek Gandalfa z koniem sięga czasów Odyna, głównego skandynawskiego boga, i Sleipnira, jego ośmionożnego magicznego konia. W mitologii pogańskiej ważne jest, aby zwierzęta i ludzie byli równi. W przeciwieństwie do chrześcijańskiego, gdzie człowiek ma duszę, a zwierzęta zdają się nie, gdzie u Andrieja Rublowa Tarkowskiego stać na złamanie końskich nóg, by pokazać wyższość człowieka.

Wojna oczami konia

Porozmawiajmy o War Horse. Prawdopodobnie dla szerokiej publiczności jest to obraz przejściowy, ale nie dla miłośników koni! Zasadnicze pytanie brzmi: dlaczego Steven Spielberg podjął się samodzielnego nakręcenia tego filmu? Do 2010 roku jest już świetnym producentem, nakręcił kilka kultowych hitów i wydaje się, że powiedział już w kinie wszystko, co chciał powiedzieć. A tu nie tylko podejmuje się dramatu wojskowego o koniu, ale też sam się strzela, jako reżyser?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zrozumieć Spielberga. On nie udaje wiecznego dziecka, naprawdę nim jest. Nie ma ambicji „wielkiego europejskiego autora”, który chce wyrazić siebie poprzez kolejny film, bardzo łatwo zakochuje się w nowym projekcie, łatwo przejmuje cudzy materiał („War Horse” to książka Marka Morpurgo pt. w którym wystawiano sztukę). Podobnie było z jego pierwszym filmem. Szczęki to adaptacja powieści Petera Benchleya. Spielberg interesował się już zwierzętami, zarówno strasznymi, jak i pięknymi. A ślady tej miłości można doszukać się w wielu jego filmach, aż po dobrodusznego foksteriera Milu w „Przygodach Tintina”.

Fabuła „War Horse” jest cudowna: to opowieść o wojnie, przez którą przechodzi nie człowiek, jak jesteśmy przyzwyczajeni, począwszy od „Iliady” Homera, ale koń. Tutaj koń zmienia ludzi, a nie odwrotnie. A ten pomysł jest świetny! I nawet poza współczesnym paradygmatem neohumanistycznym, gdzie dla nas zwierzę okazuje się bardziej interesujące niż człowiek, jest to niezwykle interesujące po prostu jako odwrócenie klasycznej fabuły. I nie powiedziałbym, że często się to robi w filmach – przeciąganie prawdziwego żywego konia przez te wszystkie zdjęcia i efekty specjalne to niezwykle trudne zadanie, któremu Spielberg podołał. Oznacza to, że istniało również wyzwanie techniczne. Jestem pewien, że Spielberg potraktował ten pomysł poważnie, zakochał się w tej czworonożnej postaci i urzeczywistnił ten obraz.

Z krainy wyobraźni

Niedawno ukazał się nowy film Viggo Mortensena „Jesień”. Akcja rozgrywa się na tle stajni. Czy warto szukać w koniach w tym filmie jakiegoś szczególnego znaczenia?

Konie nigdy nie są takie w filmach. Są żywym ogniwem łączącym człowieka z przyrodą. Natura jest czymś wiecznym i istniała przed ludźmi i tym, co pozostanie po niej. Przypomnienie o naszej tymczasowości. Ale człowiek ma duszę, umysł, dar mowy. Nawiasem mówiąc, koń jest pośrodku, podobnie jak pies.

Powiedzieliśmy już, że współczesny człowiek często po raz pierwszy widzi konia właśnie w kinie. Może i my powinniśmy być wdzięczni kinu za zatrzymanie koni w naszym życiu.

Koń jest częścią naszego myślenia, częścią naszego świata, był i pozostaje towarzyszem człowieka od tysięcy lat. Oczywiste jest, że jego historyczna rola uległa radykalnej zmianie. Ale jej wszechobecność w sztuce pozostanie. Gdyby pewnego dnia filmowcy otrzymali zakaz kręcenia filmów o przeszłości, jestem pewien, że wymyśliliby, jak włączyć konie w teraźniejszość lub przyszłość. To tak jak ze smokami. Wydaje się, że ich nie ma, ale sztuka nieustannie przywraca je do naszego życia, czyni z nich część naszego świata. Faktyczne istnienie koni na planecie nie ma prawie żadnego wpływu na istnienie konia w mitologii wyobraźni. A kino, nawet najbardziej realistyczne, należy do sfery wyobraźni.

Źródło: http://www.goldmustang.ru/

Dodaj komentarz